Niezapomniany rektoralny kościółek
Kościółek rektoralny p.w. Świętego Jerzego, to mały kościółek jedno-nawowy z przedsionkiem, chórem. Wzniesiony w latach 1790 - 93 staraniem księdza Jana Zieniewicza, prawdopodobnie w miejscu stojącego tu dawniej drewnianego kościółka.
Do tego kościółka swe pierwsze kroki skierowałam gdy byłam uczennicą pierwszej klasy szkoły podstawowej. Był rok 1932. W następnym przeżywałam Pierwszą Komunię Świętą. Całą grupa, ubrane w odpowiednie stroje szliśmy z placu szkolnego do kościółka. Po Mszy Św., w szkole, z udziałem naszego księdza rektora i nauczycieli, nasi rodzice zorganizowali dla nas przyjęcie - herbatka, ciasteczka...
Gdy byłam uczennicą gimnazjum pamiętam, ksiądz uczący nas religii, rektor kościółka ks. Jan Samolej, zorganizował Koło Sodalicji Mariańskiej, do którego należały uczennice Gimnazjum. Śpiewały podczas mszy pieśń, której fragmenty zapamiętałam: „Przysięgłam jej u stóp ołtarza. Przysięgłam ja dla Niej żyć, Ją kochać, czcić przez całe życie będę”.
Na starej fisharmonii podczas nabożeństw grała pani Maria Podolińska. Były też w tym kościółku uroczyste nabożeństwa z okazji świąt państwowych, jak 11 listopada czy 3 Maja. Przed ołtarzem zajmowali wtedy miejsca starosta, burmistrz, wojskowi, zaproszeni goście. Po obu stronach ołtarza wisiały szczególnej wymowy obrazy. Były to „Cud nad Wisłą”, na którym przedstawiony był ksiądz z podniesionym do góry krzyżem w otoczeniu żołnierzy oraz obraz „Obrona Częstochowy”, a na nim klasztor jasnogórski w ogniu walk.
Kościół ten został wzniesiony w latach 1790 - 93 staraniem księdza Jana Zieniewicza, prawdopodobnie w miejsce stojącego tu dawniej drewnianego kościółka. Konsekrowany w roku 1798. Do roku 1875 była tu parafia grecko - katolicka, później cerkiew prawosławna, a po pierwszej wojnie światowej świątynia rzymsko - katolicka.
W roku 1924 kościółek ten p. w. św. Jerzego mianowano kościołem rektoralnym.
Obok kościółka stał drewniany budynek, była to tzw. popówka - w niej mieszkał pop, gdy ta mała świątynia była cerkwią. Ale już po I wojnie światowej w budynku tym zamieszkał starosta biłgorajski Tadeusz Szałowski z rodziną i rektor kościółka św. Jerzego, ksiądz Jan Samolej.
Ksiądz Jan Samolej urodził się 19 czerwca 1898 r. w Wilkołazie, w Ziemi Lubelskiej. W roku 1923 otrzymał święcenia kapłańskie. Do Biłgoraja przybył w 1929 r. Był kapelanem legionów w randze oficera, a tu w Biłgoraju - rektorem kościółka, naszym nauczycielem religii, wspaniałym wychowawcą młodzieży i wielkim patriotą.
Biłgoraj, wówczas niewielkie miasto powiatowe, zamieszkałe przez kilkanaście tysięcy mieszkańców, którego 40 procent stanowiła społeczność żydowska, żyło swoim życiem.
Aż nadszedł wrzesień 1939 r. miasto strawił ogień, było bombardowanie, spłonęła centralna dzielnica miasta i spłonął parafialny kościół WNMP. Nie spłonął kościółek rektoralny, który stał się siedzibą parafialną, na czas remontu świątyni parafialnej. Budynek, w którym mieszkał starosta i ksiądz - rektor zajął okupant. Weszło tam gestapo. Zaczął się koszmarny okres niemieckiej okupacji.
Po odbudowaniu kościoła parafialnego kościółek Św. Jerzego nie stał się kościołem rektoralnym, ale stał się cerkwią dla wyznawców prawosławia. Oczywiście za zgodą okupanta. Nie było wówczas wiele rodzin prawosławnych w Biłgoraju, gdyż ich liczba zmniejszyła się. Znikły ze ścian obrazy „Cud nad Wisłą” i „Obrona Częstochowy” zamiast ołtarza „rajskie wrota” rozbrzmiewał cerkiewny śpiew i koronę trzymano nad głowami nowożeńców. Wiosną 1940 r. gestapo aresztowało księdza Jana Samoleja, wcześniej przeprowadzono u niego rewizję, gestapo szukało broni, bo ksiądz należał do koła łowieckiego i broń myśliwską posiadał. Ktoś zdradził. Gestapowiec szukał broni w podziemiach kościółka. Gdy zobaczył tam oparty o mur ludzki szkielet wycofał się. Broń pozostała. Jakiś czas ksiądz rektor ukrywał się w swych rodzinnych stronach, do Biłgoraja wrócił z myślą, że już nic mu nie będzie groziło. Aresztowany został osadzony w Zamojskiej Rotundzie. Zginął zamordowany w Dachau. Czas nie stał w miejscu. Po „wyzwoleniu” Lubelszczyzny w lipcu 1944 r. kościółek św. Jerzego był ponownie kościołem rektoralnym. Jak dawniej tłumnie odwiedzany przez młodzież. Na nabożeństwach grała nauczycielka muzyki pani Maria Żołądkowska, rektorem był ks. Stanisław Malikowski, a po jego odejściu na wiejską parafię - rektorem został ksiądz Aleksander Furmanik. Zajął się on odnowieniem kościółka, ale wspomniane przeze mnie obrazy ścienne nie ujrzały światła dziennego.
Należałam już wtedy do kościelnego chóru, nielicznego, było nas tylko kilka kobiet. Pan Paweł Buczek pisał dla nas nuty. Pod koniec lat 60. zmarła pani Żołądkowska, zaczęły się kłopoty, nie było komu grać w kościółku. Czas jakiś, krótko, grał organista - emeryt Julian Czaporowski. Po nim organista z Soli Stanisław Fenc. Nauczył nas dużo pieśni, mszy gregoriańskiej przygotował nas do rekolekcji i więcej się nie pokazał. Wtedy jedna z chórzystek, Zosia Banachowa powiedziała mi „Wiktoria, umiesz grać, a zakopujesz talenty. Siadaj i graj.” I tak też się stało. Zabrałam się do nut. Klucz basowy opracował mi pan Roman Wawrach, organista kościoła św. Marii Magdaleny. Ćwiczyłam, w końcu uważnie usiadłam do wysłużonej fisharmonii. Śpiewały panie: Maria Chrycakówna, Zofia Banachowi, Stanisława Wolaninowi, Irena Sarzyńska, Bogumiła Adamczykowa, Władysława Lęgowiczowa, Stefania Marszalec, siostry Goleniówny. Odbywałyśmy próby chóru. Często przyłączali się do nas Ignacy Sowa i Michał Osiński.
Ksiądz Furmanik odszedł w 1976 roku. Nowym rektorem został ks. Jan Mitura. Pamiętam, przyjął nas chórzystki, wyniosłe, pytał jaki mamy repertuar pieśni, poczynił uwagi. Myśmy się nie zraziły.
Ważną sprawą dla księdza rektora był remont kościółka. Wyłożono posadzkę na miejsce starej, drewnianej podłogi, wykonano izolację, wymieniono instalację, urządzono kanalizację, pomalowano kościółek. Byli ofiarodawcy: rodziny Perkowskich, Borowskich, Kosmalów, Banachów, Śnieżków. Ksiądz szybko stał się lubiany. Był młodym, przystojnym mężczyzną. Podobał się kobietom. Lubił śpiewać. Uczył nowych pieśni, które przyszło mi grać. Wtedy ksiądz Jan zaczął nas dostrzegać, przychodził na chór i pytał: „Jak się czują artyści?”.
Pamiętam, że ksiądz Jan życzył sobie by zagrać pieśń „Czarna Madonna”. Miałam problem, bo nie miałam nut, ale dostałam od syna pani Zagajewskiej i zagrałam. Spotkała mnie przyjemność, bo ksiądz Jan powiedział mi, że tę pieśń pięknie zagrałam.
Ale była też porażka. Grałam nieszpory, ludzie w kościółku spuścili z tonu, ja przestałam grać, była to zupełna plajta. Którejś niedzieli grała i śpiewała siostra zakonna. Niezbyt to się księdzu podobało, bo już nie kazał jej więcej zapraszać. Śpiewałyśmy „Nie rzucim Chryste świątyń Twych”, „Błękitne rozwińmy sztandary”, „Gloria Tibi Trinitas” i inne. Razem ze mną grał też w kościółku pan Andrzej Jarosz. Oboje graliśmy bezinteresownie, byliśmy pracownikami administracji państwowej. Siostry Głowikówny ubierały ołtarz. Sprzątały panie Kuźmińska, Skrobakowa, Swachowa. Były niezapomniane pasterki, rezurekcje, spotkania opłatkowe, imieninowe. Po wyjeździe księdza Jana Mitury w czerwcu 1980 r. na parafię w Lublinie, rektorem kościółka został ksiądz Marian Goral. Nasz chór śpiewał nadal. Ksiądz Goral rozbudował kościółek, powiększył go o dwie boczne nawy. Została też wybudowana plebania z salą katechetyczną, tuż przy kościółku na skrawku placu, niemym świadku okupacyjnej gehenny. W roku 1984 kościółek św. Jerzego stał się kościołem parafialnym. Powstała kolejna parafia w Biłgoraju. Ksiądz Marian zatrudnił organistę. Nasz mały zespół chóralny powoli zaczął schodzić z chóru... Wielu wiernych przyjaciół kościółka św. Jerzego odeszło do wieczności. Wielu żyjących ciepło i serdecznie wspomina kapłanów - rektorów. Może też i nas grających, i śpiewających. Ja też ze wzruszeniem wracam po latach pamięcią do wspólnych śpiewów z wiernymi, do spotkań opłatkowych. Bogu niech będą dzięki...
Autor: Wiktoria Klechowa
2010-05-05