Księdza Mirosława opowieść o kościele na Ukrainie
W niedzielę 9 października 2016 r. gościliśmy w naszej parafii ks. Mirosława Wąsiewicza z diecezji łowickiej, który od 2008 roku posługuje na terenie diecezji odesko – symferopolskiej na Ukrainie. W 2002 r. papież Jan Paweł II z diecezji kamieniecko – podolskiej wydzielił diecezję odesko – symferopolską, która swoim terenem obejmuje 5 województw i cały Krym. Ksiądz Mirosław podzielił się z nami swoim doświadczeniem z pracy duszpasterskiej na Ukrainie.
Na terenach wielkości połowy naszego kraju pracuje 60 księży, katolików jest 4 – 5%, czyli ok. 16 tys., a 95% społeczeństwa tworzą prawosławni. 95% księży, którzy pracują na terenie tej diecezji to Polacy, którzy odpowiedzieli na głos biskupa, by służyć tam ludziom. Przyszły takie czasy, kiedy władze komunistyczne pozamykały wszystkie kościoły, które tam były, ponieważ zamysł władz był taki, że wszystko to co jest od strony Kijowa w stronę Krymu, miało być ateistyczne, czyli bez Boga, bez kościoła, bez księży. Zostawili tylko jeden kościół pw. Świętego Piotra i jednego księdza, który posługiwał na tamtych terenach, od Kijowa aż po Krym. Ksiądz ten odprawiał msze św. w domach, w nocy, w ukryciu, a jedna z kobiet przechowywała hostię w małym pudełeczku w maszynie do szycia, by nikt tej hostii nie zabrał. Teraz pojawiają się nowe kapliczki i przychodzą ludzie, by przyjąć chrzest w wierze katolickiej.
Ksiądz Wąsiewicz opowiadał, jak obecnie tworzy się wspólnoty parafialne – jeżdżąc do wsi, miast i miasteczek i wyszukując katolickich rodzin, by z tej wspólnoty katolickiej stworzyć później parafię, wybudować domek, by tam ludzie przychodzili na msze święte. Kościoły tam zostały zniszczone, zamienione na spichlerze bądź magazyny. Katedrę zamieniono na halę sportową, a tam gdzie było tabernakulum i przechowywany był Najświętszy Sakrament, teraz znajdują się toalety. Parafie rzymsko – katolickie na Ukrainie liczą 20 – 30 osób, parafia licząca 200 osób to już metropolia.
W pamięci ks. Mirosława szczególnie zapisał się człowiek, który chciał spędzić resztę życia z Bogiem i po 50 latach przystąpił do spowiedzi, która zakończyła się łzami. Ale zapamiętał też ks. Wąsiewcz kobietę, która przyszła do niego z nietypowym pytaniem: Czy to prawda, że my katolicy mamy nieprawidłowy krzyż? Skąd to pytanie? A stąd, że ta kobieta znalazła w gazecie artykuł, w którym prawosławny batiuszka napisał, że tylko taki krzyż jest prawidłowy, gdzie Jezus ma nogi przybite jedna obok drugiej, a nie jedna na drugiej.
Od dwóch lat ksiądz Mirosław Wąsiewicz jest proboszczem w parafii św. Ludwika w Krzywym Jeziorze w woj. mikołajewskim. Przez ostatnie cztery lata kapłan tylko dojeżdżał do tej parafii, a nie był w niej na stałe. Kiedyś ta parafia liczyła 2000 osób, dzisiaj liczy 20 osób. Na pierwszej mszy św. były 23 osoby, ale już na następną przyszły tylko 3, na kolejną 13. Dziś z dziećmi z tej parafii ks. Mirosław uczy się tajemnic różańca, koronki, katechizmu, ponieważ nikt ich tego nie uczył. W pamięci ks. Wąsiewicza utkwiły słowa biskupa, że będzie miał 10 – 20 osób i ma te osoby kochać, nic więcej, bo oni są tak poranieni, że trzeba ich tylko kochać i niewiele wymagać.
Ksiądz Mirosław podzielił się z nami swoimi doświadczeniami z pracy z wiernymi, pokazał nam jak bardzo trudne są realia kościoła rzymsko – katolickiego na Ukrainie. Przez kilkadziesiąt lat nie było tu żadnego życia parafialnego. Kościoły zostały zniszczone, przebudowane lub zamienione na magazyny. Ale Pan Bóg to zmienił, bo ludzie gdzieś głęboko w sercach przechowali wiarę. Przekazali ją, jako najcenniejszy diament, następnym pokoleniom. Parafie na Ukrainie są maleńkie, ale wierni chcą słuchać słowa Bożego, uczestniczyć w Eucharystii, przychodzą na katechezy. Można powiedzieć, że na nowo bije tam źródło miłości Bożej, źródło Bożej łaski. Tam, gdzie jeszcze niedawno wydawało się, że jest całkowita jałowa pustynia, dziś rodzi się życie, Boże życie.
Dziękujemy księdzu Mirosławowi za podzielenie się doświadczeniem swojej wiary i wiary tych, wśród których posługuje.
Autor: Ewa M.
29.10.2016 21:40