Na pielgrzymkę nie zapomnij o... rowerze!
Trasa nie jest długa, a emocje związane z formą naszego pielgrzymowania powoli ustępują miejsca temu, co w pielgrzymowaniu najważniejsze…Czy będzie nam dane osiągnąć cel? Czy mimo przygotowań zarówno ciała, umysłu jak i sprzętu, dane nam będzie tam dotrzeć? Cienka jest granica między jechać, a dojechać. Zdajemy sobie z tego sprawę, patrząc na przeciwności i niebezpieczeństwa. Jak mało, a zarazem jak wiele zależy od nas. I tu pojawia się zasłyszane gdzieś pytanie: „Co jest ważniejsze, cel czy droga? Dążenie czy osiąganie”? Droga uczy, zastanawia, skłania do refleksji. Jednocześnie każdy uczestnik tej rowerowej pielgrzymki w głębi swojego serca słyszy zapewne znane mu słowa, które będą nas prowadzić: „Nie lękajcie się”! Być może, dla niektórych staną się one planem na dalsze życie.
Nasz kolorowy, a raczej seledynowy korowód, przemierza kolejne kilometry. Mijamy miejsca, a w nich ludzi którzy je tworzą. Niewielka prędkość rowerzysty pozwala na króciutkie wymiany spojrzeń i podkreśla więź, która nas łączy. Pielgrzymujemy do Matki, ale co byśmy znaczyli, jedni bez drugich? Czy dość wielka jest nasza ofiara modlitwy i drogi, za dobroć i łaski dotychczasowe? Małe zmęczenie, które pojawia się po czterech godzinach jazdy, idzie w parze z wewnętrznym spokojem, że już za chwil kilka znajdziemy się w miejscu, o którym sama Matka Boża powiedziała: „Ta jest wola Boża, ażeby się tu chwała Jego na tym miejscu i pamiątka moja odprawiła”.
Godzina 12:00, docieramy do celu. Z zewnątrz kościół jak każdy inny. Na skrzyżowaniu szlaków komunikacyjnych góruje nad miasteczkiem. Po przekroczeniu progów świątyni świat się zmienia. W ołtarzu cudowny wizerunek Błogosławionej z Nazaretu. Obraz Madonny zwanej Łaskawą i Różańcową wykonany w połowie XVII wieku na wzór słynnego wizerunku Matki Bożej Śnieżnej z kościoła Santa Maria Maggiore w Rzymie.
Modlitwa daje ukojenie i odpoczynek. Kolorowe wieńce dożynkowe cieszą oczy. Proboszcz parafii i kustosz sanktuarium wita naszą grupę pielgrzymkową. Czujemy się przyjęci bardzo serdecznie. Wsłuchujemy się w słowa homilii ks. biskupa Edwarda Frankowskiego z diecezji sandomierskiej. To niesamowity czas spotkania z Matką. Wielu z nas nie przypuszczało, że właśnie tak spędzi ten sobotni wrześniowy dzień. Maryja to najlepsza Matka i do Niej żadna droga nie jest ani za trudna, ani za daleka. Wszystkie nasze intencje zostawiamy Jej, aby polecała nas i naszych bliskich swojemu Synowi.
Umocnieni matczynym spojrzeniem oraz miłością, która zawsze dodaje sił, ruszamy w drogę powrotną. Na dłuższą chwilę zatrzymujemy się w Momotach – wsi, gdzie stoi niezwykły drewniany kościołek. Jego historię opowiada nam p. Tomasz Bordzań, jeden z pielgrzymów, na co dzień pracownik Muzeum Ziemi Biłgorajskiej. Kościółek ten w latach 1971 – 1975 pod kierunkiem ks. proboszcza Kazimierza Pińciurka budowano nocami, bez zezwoleń, bez planów, bez fachowców. Powstała piękna świątynia. Ksiądz, którego dewizą życiową były słowa: „Trudności są po to by je pokonywać”, zadbał zarówno o jej wystrój, jak i o jej otoczenie. Tuż przy świątyni stoi płacząca fontanna, którą ksiądz Pińciurek wybudował, w 50. rocznicę złożenia broni przez żołnierzy płk. Zieleniewskiego. Mnie wypadło upamiętnić te łzy i złożenie broni. Nie wiedziałem jak upamiętnić te łzy. Powoli sprawa dojrzewała i zrobiłem fontannę płaczącą. Jest to fontanna 4-stopniowa, gdzie z każdego stopnia kapią łzy do baseniku. W ten sposób jako Polak z Biłgoraja złożyłem hołd tej ziemi, która tyle wycierpiała w czasie okupacji niemieckiej, która tyle przyjęła ludzkich łez, w której tyle wsiąknęło krwi przelanej za Polskę, za naszą Ojczyznę – pisał w jednym ze swoich opowiadań odważny proboszcz.
Po zasłużonym odpoczynku i po tej nietypowej lekcji historii, dumni i szczęśliwi wracamy do Biłgoraja. Pielgrzymka się udała. Jej organizatorem było Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży „Serce” działające przy naszej parafii.
Dziękujemy pielgrzymom za trud, drogę i cel…
Dziękujemy Panu Bogu, że pozwolił po raz drugi pokonać tę drogę…w nadziei na następne…
Ponieważ wiele osób wyrażało pragnienie wspólnego wędrowania rowerem, właśnie o charakterze religijnym, już planujemy kolejną pielgrzymkę, tym razem do jednego z sanktuariów naszej diecezji zamojsko – lubaczowskiej. Oddajemy to Panu Bogu, On dobrze wie co z tym dalej zrobić.
Pozostaje tylko sobie nawzajem życzyć, by nasze wspólne, choć krótkie pielgrzymowanie, przyniosło obfite owoce.
Do zobaczenia za rok na rowerowym pielgrzymim szlaku.
s. Leonarda i Ewa M.
Autor: Ewa M.
10.09.2012 23:20